środa, 11 września 2013

Rozdział 3.

 Poszłyśmy z Beą do salonu, gdzie Chloe bawiła się z psami. Tak uroczo razem wyglądają. Dizzy i Mimzy turlają się po puchatym dywanie, a mała głaszcze to jedną, to drugą po brzuchu. Powiedziałam Bei, że idę się przebrać, bo zaraz idę do pracy, i żeby się w tym czasie zapoznała z Chloe. Poszłam na górę, do mojego pokoju i wyciągnęłam z szafy dwa zestawy ubrań. Jedne na zmianę, a drugie do pracy. Zawsze biorę ciuchy na zmianę, i mimo iż prawie niczym się nie różnią od tych ciuchów, które zakładam do pracy, to i tak czuję się w nich bardziej stabilnie. Jest mi wtedy tak lekko, gdy wracam pustą ulicą, a dookoła mam widok zaspanych domów sąsiadów, ptaki, drzewa; piękny świat. Właśnie zapinałam sandałka, gdy po domu rozniósł się dźwięk dzwonka.
 - Bea, możesz otworzyć?! - krzyknęłam w stronę drzwi.
 - Jasne! - odkrzyknęła. Założyłam szybko drugiego sandałka i schowałam do podręcznej torby ciuchy na zmianę. Zeszłam po schodach i spojrzałam w kierunku drzwi. Były zamknięte, Bea wpuściła gości do środka. Poszłam do salonu. Widok, który tam zastałam nieco mnie zaskoczył. Parkinson, Davis i moja córka bawiły się na dywanie, a Bea przyglądała się temu wszystkiemu z kanapy.
 - Mogłabym wiedzieć, co tu się dzieje? - zapytałam bez ogródek.
 - Pansy i Tracey przyszły ci coś ważnego powiedzieć. - powiedziała Bea, wstając.
 - Zaraz, zaraz... Skąd ty je znasz?
 - Oj, Granger, myślałam, że jesteś inteligentną czarownicą, powinnaś skojarzyć fakty. - powiedziała Parkinson, wstając.
 - O czym ty gadasz, Parkinson? - zapytałam, podchodząc do córki i pomagając jej wstać. Przytuliłam ją od tyłu.
 - Granger, spokojnie, przecież nie zjemy ci córki. - powiedziała Davis, również wstając. - Bea chodziła z nami do szkoły, też była Ślizgonką.
 To stąd ją kojarzyłam, mogłam się szybciej domyślić.
 - Czego wy tu tak w ogóle szukacie?
 - Przyszłyśmy cię tylko powiadomić, że dzisiaj nasz pub będzie zamknięty, więc wszystkie mamy wolne. Szef jakoś tak nie mógł się do ciebie dodzwonić, więc poprosił nas o przyjście, a my po prostu zobaczyłyśmy to ogłoszenie o tym, że szukasz opieki dla dziecka i był tam twój adres. No i jesteśmy. - powiedziała Parkinson.
 - Aha, czyli wasze przyjście nie ma nic wspólnego z przyjściem Bei?
 - Nie. - powiedziała Bea, wielce oburzona.
 - To dobrze... - powiedziałam.
 - A co, myślałaś, że przysłałyśmy ją tu na przeszpiegi? Nie rozśmieszaj mnie. - prychnęła Davis. Jak ja ich nie znoszę.
 - No więc dobrze. Powiadomiłyście mnie już o tym i możecie iść, to cześć. - powiedziałam, wychodząc na korytarz.
 - Granger, zaczekaj! - krzyknęła Parkinson. Czego ona znowu chce?
 - Oh, co? - sapnęłam, wchodząc do salonu.
 - Nie możemy po prostu pogadać? Dlaczego musimy się nienawidzić? Przecież wojna się już skończyła, teraz nie ma znaczenia czystość krwi. Mogłybyśmy przecież raz na jakiś czas powiedzieć do siebie "cześć", bez dodatkowych wyzwisk. - powiedziała Davis. Takiej deklaracji się nie spodziewałam.
 - Bea, zabierz proszę Chloe do pokoju. - powiedziałam. Bea wzięła Chloe za rękę i ruszyła w stronę drzwi. - Przecież to wy mnie znienawidziłyście od razu po tym, gdy dowiedziałyście się, że jestem z rodziny mugoli.  W czym problem, znudziły wam się już te gierki? - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
 - No w sumie to masz rację, ale przecież rodzice nas tego uczyli. To nie nasza wina, że jakiś tam Voldemort, wielki czarodziej półkrwi, zechciał podziału na czarodziei błękitnokrwistych i szlamy. - powiedziała Parkinson.
 - Ale to przecież wy uważaliście, że każdy czarodziej, który ma za rodziców mugoli ukradł różdżkę czystokrwistemu i w hierarchii ważności został postawiony niżej niż skrzat domowy, co jest kompletną bzdurą.
 - No tak, ale wiesz, chciałyśmy cię przeprosić. Co nie, Pansy? - Parkinson mruknęła "yhy" i podeszła bliżej.
 - No dobrze, może ja też nie zachowywałam się jak przystało, ale to w sumie również nie moja wina. Też przepraszam. - powiedziałam i uniosłam lekko kąciki ust, co one odwzajemniły.
 - To co, rozejm? - zapytała Parkinson, wyciągając do mnie dłoń, Davis też swoją wyciągnęła.
 - Rozejm. - uścisnęłam ich dłonie.
 - To... zaczynamy od początku, tak? - zapytała Parkinson. - Pansy.
 - Tracey.
 - Hermiona. - uśmiechnęłyśmy się do siebie. - To skoro nie mamy na dzisiaj pracy, zostaniecie na lampkę wina?
 - Jasne. - odpowiedziała Tracey i usiadła na kanapie. Pansy i ja też usiadłyśmy.
 - Zapoznałyście się już z moją córką, czy po prostu się do niej dosiadłyście?
 - Nie znamy migowego, tylko się bawiłyśmy. - przyznała Pansy, chyba lekko zawstydzona.
 - Oh, no to ja was sobie przedstawię. - powiedziałam i wstałam. - Bea, Chloe, chodźcie!
 Chwilę później przyszła mała z Beą i psami, to tu się podziały.
 "To są moje koleżanki z pracy", pokazałam. Chloe uśmiechnęła się promiennie. "To jest Pansi", wskazałam na Parkinson. "A to Trejsi", tu wskazałam Davis. Chloe usiadła pomiędzy nimi z Dizzy na rękach.
 - Ma na imię Chloe, a ten piesek, co go trzyma, to Dizzy, ten drugi to Mimzy. - przedstawiłam. Mimzy wskoczyła na kanapę i zaczęła bawić się frędzlami z torebki Tracey. Pansy się zaśmiała, a ja usiadłam na fotelu. Bea usiadła na drugim.
 - Ej, Miona... Mogę ci mówić Miona? - zapytała Tracey, pokiwałam głową. - To spytam tak z czystej ciekawości, co teraz porabia Złoty Chłopiec?
 - Od roku pracuje jako auror.
 - To dziwne... Dracze nie opowiadał mi ani Pansy, żeby Potter u niego pracował.
 - Ach, bo widzicie, Harry mieszka we Francji, w Paryżu, pisze ze mną i Ginny, podobno za niedługo wraca... a tak właściwie, to co ma do tego Malfoy?
 - To ty nie wiesz? - zapytała zdumiona Pansy. Pokręciłam głową, co ja wszechwiedząca jestem? - Smok sobie poradził w życiu. To było dla niego trudne po tym, gdy jego ojca zamknęli w Azkabanie...
 - ...ale Astoria mu pomogła. - wtrąciła się Bea.
 - Tak, dokładnie... Ale Astoria mu pomogła i teraz jest szefem biura aurorów od jakichś dwóch lat i ma wspaniały domek z dala od ulic i tego całego zgiełku powojennego.
 - Kto to jest Astoria? - zapytałam.
 - Siostra Daphne Greengrass, chodziła z Beą do klasy. Co nie, Bea?
 - Aha. - odpowiedziała Bea.
 - I ona od niedawna jest dziewczyną Dracona. - dopowiedziała Tracey trochę smętnie, kończąc temat.
 - A ty, Pansy, co robiłaś przed pracą w "wiesz czym"? - zapytałam, nie mam zamiaru wypowiadać na głos słowa "burdel", jest okropne i obraźliwe.
 - Byłam sekretarką Weasley'a, ale w zeszłym tygodniu przegadałam się trochę z Draco i mnie zwolnił za obijanie się, potem pogadałam z Tracey i powiedziała, że macie wolny etat w "wiesz czym", no i trafiłam do tego bagna.
 Spojrzałam na zegar. 20:17.
 - Ale późno... - powiedziałam do siebie i wstałam. - Zaraz wracamy.
 "Chodź do kąpieli", pokazałam do Chloe i wystawiłam dłoń. Mała ją złapała i wraz ze mną wymaszerowała z salonu, wciąż w radosnym humorze. Poszłyśmy na górę schodami. Zaprowadziłam ją pod same drzwi łazienki i poszłam do jej pokoju, który był kiedyś gościnnym. Wzięłam z szafy czystą piżamkę dla niej i wróciłam do łazienki. Uchyliłam lekko drzwi, a gdy nie było znaków protestu weszłam do środka. Położyłam piżamę na pralce, udając, że mam zamknięte oczy, i szybko wyszłam. Chloe lubi być w łazience sama, nie lubi, gdy ktoś ją widzi. Gdy wyszła z łazienki postanowiłam odprowadzić ją do pokoju. Przykryłam ją kołdrą i pocałowałam w czoło. Gdy chciałam wyjść z pokoju mała krzyknęła "Zaczekaj". Tak dawno jej nie słyszałam. Odwróciłam się i zapytałam, o co chodzi. Mała pokazała: "Moge bajke". Powiedziałam, że tak i wyjęłam z szafeczki przy łóżku książkę oprawioną w grubą skórę i pisaną własnoręcznie przez te wszystkie lata nauki w Hogwarcie.
"Będę mogła porozumiewać się tylko migowym?", pokazałam. Mała kiwnęła głową i szepnęła coś niezrozumiałego. "No więc dobrze, opowiem ci teraz historię, którą opowiedział mi mój najlepszy przyjaciel, Harry. Ta historia wydarzyła się jego ojcu i przyjacielu ojca...
 Rozpędzony w ciemności motocykl wszedł w ostry zakręt tak szybko, że dwaj policjanci w ścigającym go wozie krzyknęli "łoł". Sierżant Fisher docisnął wielką stopę do hamulca, sądząc, że chłopak siedzący na tylnym siedzeniu motocykla z pewnością wpadnie pod jego koła. Jednakże motocykl minął zakręt bez strącania z siedzeń któregokolwiek z jego pasażerów i z migotem czerwonego tylnego światła zniknął w wąskiej bocznej uliczce.
 - Teraz ich mamy - krzyknął podekscytowany posterunkowy Anderson. - To ślepa uliczka!
 Przywarłszy mocno do kierownicy i ciągle wciskając pedał gazu do dechy, Fisher zdarł z bocznej części samochodu połowę lakieru, gdy w pościgu za uciekinierami skręcił w wąską uliczkę. Tam, w świetle reflektorów, stała ich zwierzyna, wreszcie nieruchoma, po trwającym kwadrans pościgu. Dwaj jeźdźcy zostali uwięzieni pomiędzy wznoszącą się ceglaną ścianą a radiowozem policyjnym, który teraz jechał ku nim, jak jakiś warczący drapieżnik o święcących oczach. Między drzwiami samochodu a ścianami uliczki była tak mała przestrzeń, że Fisher i Anderson z trudem wydobyli się z pojazdu. Czołganie się, cal po calu ku przestępcom, niczym kraby, zraniło ich godność. Fisher otarł swój obfity brzuch o ścianę, drąc przy tym guziki koszuli, by w końcu tyłkiem oderwać lusterko boczne.
 - Złazić z motoru! - ryknął do uśmiechających się głupawo młodzieńców, którzy siedzieli, wylegując się w świetle niebliskiego światła, jak gdyby ich to bawiło. Zrobili to, o co zostali poproszeni. Uwalniając się w końcu od złamanego bocznego lusterka, Fisher spiorunował ich spojrzeniem. Wydawali się mieć prawie dwadzieścia lat. Kierowca miał długie, czarne włosy; wyglądał nieprzyzwoicie dobrze, co nieprzyjemnie przypomniało Andersonowi chłopaka jego córki, gitarzystę darmozjada. Drugi chłopak również miał ciemne włosy, ale te były krótkie i rozwichrzone na wszystkie strony. Nosił okulary i szeroko się uśmiechał. Oboje ubrani byli w koszulki z wielkim złotym ptakiem; bez wątpienia był to emblemat jakiegoś ogłuszającego, niemelodyjnego zespołu rockowego.
 - Bez kasków! - wrzasnął Fisher, wodząc palcem od jednej nieokrytej głowy do drugiej. - Niewyobrażalne przekroczenie prędkości! (W rzeczywistości mknęli z taką szybkością, że Fisher nie mógł nawet zaakceptować myśli, że motocykl jest w stanie taką osiągnąć) - Nie zatrzymanie się mimo nakazów policji!
 - Z przyjemnością zatrzymalibyśmy się na pogawędkę - powiedział chłopiec w okularach. - My tylko próbowaliśmy...
 - Nie wymądrzaj się - oboje jesteście w poważnym tarapatach - warknął Anderson. - Nazwiska!
 - Nazwiska? - powtórzył długowłosy kierowca. - Ee... cóż, pomyślmy. Jest Wilberforce... Bathsheba... Elvendork...
 - A co do tego ostatniego, można użyć go zarówno dla chłopca jak i dziewczynki - dodał okularnik.
 - Och, chodziło Wam o NASZE nazwiska? - zapytał pierwszy, gdy Anderson zabulgotał z wściekłości. - Trzeba było mówić! To jest James Potter, ja jestem Syriusz Black.
 - Zaraz sprawy dla ciebie nabiorą ciemnych barw, ty mały smarkaczu! Jednak żaden, James ani Syriusz nie zwracali na nich uwagi. Czujni niczym psy myśliwskie, wzrok mieli utkwiony za Fisherem i Andersonem, ponad radiowozem, wprost w ciemnym wylocie alei. Wtedy obaj identycznymi, płynnymi ruchami sięgnęli do swoich tylnych kieszeni. Przez chwilę równą odstępowi miedzy uderzeniami serca obaj policjanci wyobrazili sobie wycelowane w nich pistolety, lecz sekundę później zobaczyli, że motocykliści wyciągnęli nic innego jak...
 - Pałeczki? - powiedział szyderczym głosem Anderson. - Para żartownisiów, tak? Dobrze, aresztujemy was, za...
 Ale Anderson nigdy nie postawił oskarżenia. James i Syriusz wykrzyknęli coś niezrozumiale i wiązki świateł z przednich reflektorów samochodu przemieściły się. Nadlatywało trzech mężczyzn - naprawdę leciało - nad aleją, na miotłach, i w tym samym momencie radiowóz zaczął stawać dęba na tylnych kołach... Kolana Fishera oszalały, usiadł twardo, Anderson potknął się o nogi swojego kolegi i upadł na niego. ŁUBUDU - TRACH-BACH- usłyszeli jak mężczyzna na miotle trzasnął w wiszący pionowo w powietrzu radiowóz i upadł, najwyraźniej nieprzytomny, na ziemię. Kawałki doszczętnie zniszczonej miotły porozlatywały się ze świstem dookoła nich. Motor ryknął, ponownie ożywając. Z szeroko rozdziawionymi ustami Fisher zebrał siły aby móc się odwrócić i spojrzeć na dwóch nastolatków.
 - Wielkie dzięki, - zawołał Syriusz przekrzykując warkot silnika. - Jesteśmy wam winni kolejkę.
 - Właśnie, miło było was spotkać - rzekł James. - A, i nie zapomnijcie: Elvendork! Jest damsko-męskie.
 Wtedy nastąpił roztrzaskujący ziemię huk, Fisher i Anderson ze strachu rzucili się sobie w ramiona, ich samochód spadł powrotem na ziemię. Teraz to motocykl zaczął ryczeć. Zanim policjanci zdążyli nie dowierzać własnym oczom, motocykl uniósł się w powietrze. James i Syriusz zniknęli w ciemnościach nocnego nieba. Ich świetlny ogon migotał za nimi niczym zanikający rubin...
Ojciec Harry'ego to sierżant Fisher, teraz już emerytowany sierżant Fisher. Policjanci szybko kończą swą karierę", zakończyłam. Mała ułożyła się wygodniej na łóżku, wtulając twarz w poduszkę. Pogłaskałam ją po głowie, odganiając kosmyk rudych włosów.
 Wróciłam na dół i wyjęłam z barku wino, a z wiszącej szafeczki cztery kieliszki. Wróciłam do salonu i położyłam na stole kieliszki, nalałam wina do każdego i usiadłam na wcześniejsze miejsce.
 - Przepraszam za opóźnienia. Mała mnie jeszcze poprosiła o przeczytanie jakiejś bajki... To o czym gadałyście?
 - Oh, no wiesz, zastanawiałyśmy się, co też ludzie z naszej szkoły teraz porabiają...
 I tak przegadałyśmy całą noc, i dopiero około pierwszej w nocy dziewczyny poszły do siebie. Poszłam sprawdzić, co u Chloe. Spała tak słodko, wyglądała tak niewinnie. Kocham ją. Poszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łózko w ciuchach. Po tej wizycie Ślizgońskiego duetu miałam sen o przeszłości. O Draco Malfoyu. Nie wiem, dlaczego akurat o nim śniłam. Pamiętam dokładnie wszystko.
Wojna trwa. Voldemort przed chwilą zabił Narcyzę Malfoy za to, że go okłamała. Skłamała, by dowiedzieć się, co z jej synem. Skłamała, bo Harry powiedział jej, że Draco nic nie jest. Skłamała z miłości.
Przechadzałam się właśnie wzdłuż wybrzeża, z dala od tego całego szumu i rozgardiaszu. Od widoku zakrwawionych ciał i ludzi błagających o pomoc. Od ciągłych modlitw do nieba, o życie bliskich. Od bycia zabitym. Stchórzyłam, nie wytrzymałam i musiałam stamtąd uciec. Zostawić Harry'ego i Rona na pastwę Bellatrix. Zostawić biedną Lavender Brown, przygniataną zębiskami do podłoża przez Greybacka, bo się bałam. Bałam się, że i ja tam polegnę. Szłam, nie myśląc o niczym, poruszałam się zaraz przy wodzie, by co jakiś czas fale okrywały moje bose stopy rześką wodą, pomagającą w odnalezieniu sensu do życia po tym wszystkim, co tam widziałam. Nadal nie mogę sobie wyobrazić, jakby to było, gdybym tam została zabita. Jedno celne zaklęcie i już leżę martwa. Czy Harry, Ron i Ginny płakali by za mną? Czy ktokolwiek przyszedłby na mój pogrzeb? Czy ktoś by za mną tęsknił?
Na piasku leżały białe muszelki. Kucałam i zbierałam każdą większą, dla nowego początku. Szum morza działał bardzo relaksująco, dlatego z łatwością zapominałam o tych wszystkich rzeczach, które się tam wydarzyły. Ostatnie, co stamtąd pamiętam, to Voldemorta zabijającego Narcyzę i kilka rodzin Śmierciożerców, dołączających do Zakonu, na których czele stał Lucjusz, by pomścić swą żonę.
Zobaczyłam w oddali sylwetkę mężczyzny. Stał na klifie, wpatrzony w morską toń, cały umazany krwią. Przez słońce nie widziałam jego twarzy, ani włosów, które potem okazały się być platynowymi włosami Malfoya. Mężczyzna zszedł z klifu, przygnębiony, nie zauważył mnie. Ja go zauważyłam, krzyknęłam do niego, pierwszy raz używając jego imienia. Odwrócił się, a po jego twarzy przeszedł cień nadziei, który potem znikł, zastąpiony chłodną obojętnością. On widział, jak Voldemort zabijał jego matkę. Widział, jak Zakon traktuje jego ojca, gdy ten do nich dołącza. Widział to wszystko i też uciekł. Stchórzył, jak ja. Odwrócił się, wzruszając ramionami. Poszedł prosto przed siebie, zapominając o smutkach i o tym, jak bardzo jest przygnębiony. I przede wszystkim zapominając o tym, że patrzył na mnie z nadzieją, z nadzieją, że wszystko się ułoży. Że przybędzie lepszy świat. Taki, który jest tylko dla wybranych, taki, do którego dostępu nie mają źli, tylko dobrzy. Wyłącznie dobrzy, tacy jak on przed sekundą, gdy patrzył na mnie z tym błyskiem w oku.

1.Końcówka ckliwa i wzruszająca,
że aż mnie od niej mdli... ;/
2.Malfoy powinien się za niedługo pojawić.
3.Pewnie zastanawiacie się, dlaczego Miona
tak szybko się pogodziła z Pansy i Tracey?
Otóż dziewczyny nie były największymi wrogami.
One się po prostu nie lubiły.

Opowieść o Syriuszu i Jamesie jest
opowieścią J.K.Rowling, oto link:
 KLIK
Mam ogromną nadzieję, że rozdział jednak przypadnie Wam do gustów! Czekam na krytykę w komentarzach! ;*
xoxo
Sakura

8 komentarzy:

  1. Naprawdę ciekawy rozdział!
    Bardzo się cieszę, że Hermiona nawiązała nić porozumienia ze swoją córką. Może inaczej. Raduje mnie fakt, że Chloe zaczyna się otwierać przed matką. Niby tylko czytanie bajki na dobranoc, ale to już zawsze krok w przód.
    Mam nadzieję, że Draco (niczym książę na białym koniu) uratuje Hermionę przed całkowitym zatraceniem się w pracy w burdelu. On musi jej pomóc!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powtórzę to jeszcze raz: czekam na Draco! Rozdział po prostu świetny, szczerze to nie widzę sensu bym ci pod każdym rozdziałem wypisywała 27428652 czasowników jaki on cudowny ;3 Chcę żebyś wiedziała, że czytam KAŻDY rozdział. Nie wiem czy tylko u mnie nie wyświetla się nagłówek... Jest po prostu biały prostokąt z jakimś znaczkiem ;/ Chciałam Cię też poinformować, że założyłam nowy blog http://wszedziemarnosc.blogspot.com/, początek irytująco nudny, ale mam pomysł na dalszy ciąg i nie piszę go bez pomysłu tak jak na początku fanfict. Oczywiście aroosablack.blogspot.com jest wciąż aktualny. Pozdrawiam ;3
    Aroosa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za wszelkie problemy związane z obrazkiem na nagłówku, ale mam coś nie tak z internetem i u mnie też często się on nie wyświetla.

      Usuń
  3. Rozdział jest świetny :) Twoje opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu i już nie mogę się doczekać kolejnej notki :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej ;D
    No to może zacznę od tego, że zainteresował mnie twój komentarz u mnie i postanowiłam wejść :D
    I już na samym początku muszę przyznać, że jak na swój wiek piszesz bardzo dojrzale, za co oczywiście wielki plus. Nie każda osoba w twoim wieku odważyłaby się napisać opowiadanie z hmm.. takimi tematami ;D Piszę, jakbym była wielkim specem xd którym naprawdę nie jestem ... ;D
    Zaczęłam czytać dzisiaj i szczerze powiedziawszy, zadziwiły mnie odstępy czasu pomiędzy notkami i ich długość. Dla mnie jest naprawdę w sam raz ^^
    Treść jest interesująca, jednak coś zwróciło moją uwagę i niestety muszę Ci powiedzieć, żebyś popracowała nad czasami. Wydaje mi się, że odrobinkę je mylisz - raz piszesz coś w czasie przeszłym, a zaraz przeskakujesz na teraźniejszy :D
    Co do samego pomysłu jest naprawdę zaskakujący i muszę przyznać szczerze, że powalił mnie na kolana. Sama Chloe jest naprawdę słodka i urocza, szkoda, że tak ją urządziłaś w tej historii, naprawdę bardzo mi jej szkoda, ale no cóż – życie.
    Przejdźmy do Parkinson i Davis. Hahahhahah... oj co za historia ;D troszkę za szybko, ale i tak omomo :*
    Widać, że Hermiona z Chloe bardzo się do siebie zbliżyły. Tak jak napisały moje poprzedniczki – niby taki mały gest, czytanie książki, a jednak tak wiele daje. Może Chloe w końcu, można powiedzieć, że zaakceptuje Hermionę, będą przyjaciółkami ;D Kto wie.. ^^
    Końcówka jest taka słodziutka.. ta nadzieja w jego oczach i wgl ;D
    Pozostałe rozdziały także przypadły mi do gustu, jednak chyba najbardziej prolog. Ron zachował się jak ostatni dupek i nie dziwię się, że Miona z nim skończyła, jak również, że nie usunęła dziecka. Wstrząsnęły mną także te narkotyki i alkohol.. jest to doskonały przykład jak można upaść i nie umieć się wygrzebać. No cóż, ale Hermiona na pewno z tego wyjdzie, z pomocą Chloe i ... oczywiście Dracona, choć wydaje mi się, że to nie będzie proste.
    Piszesz, że Astoria pomogła mu podnieść się z jak mniemam depresji i dołka. Astoria została jego dziewczyną i myślę, że Draco tak szybko z niej nie zrezygnuje dla Hermiony. Jestem strasznie ciekawa, jak to rozwiniesz i skoro piszesz, że w następnym rozdziale pojawi się już Draco, to ja czekam z niecierpliwością! ^^
    Zabini i Ginny – co za historia i tajemnica ich łączy? Oh, wprowadzasz taką malutką nutkę tajemniczości, co jest bardzo fajne w takich opowiadaniach. Nie dziwię się Ginny, że nie chce (nie może) powiedzieć Mionie.. oj sądzę, że będzie się działo.
    Na sam koniec zostawiam wspomnienie. Taak.. to piękne wspomnienie :* Od razu się zakochałam … można powiedzieć, ujęło mnie! Było w nim coś takiego niesamowitego… zresztą ja uwielbiam wspomnienia, więc nic dziwnego (są takie magiczne :*).

    Chyba się trochę za bardzo rozpisałam.. ale co mi tam! Wyznaję zasadę, że jeżeli już coś czytam to porządnie to komentuję, więc proszę :*
    Myślę, że uśmiechasz się teraz szeroko, choć może niekoniecznie ;D Bardzo spodobała mi się ta historia – można powiedzieć, że jedna z odważniejszych, które czytałam.
    Z przyjemnością zaobserwuję i będę czekała na nowy rozdział, a skoro już się pisze, to możliwe, że niebawem go zobaczymy ;*
    Pozdrawiam ciepło, w ten zimny dzień ! ;*
    Victorie la Roulette

    http://szlama-arystokrata-plan-przeznaczenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze miałam z czasami największy problem, ale chyba zdecyduję się na czas przeszły.
      A co do Parkinson i Davis: one z Mioną nie były w relacjach typu Harry/Draco, one po prostu za sobą nie przepadały, dlatego też tak szybko się pogodziły i nie miały problemów z zaakceptowaniem swojej przeszłości.
      I tak, zgadłaś, właśnie szczerzę się do monitora jak głupi do sera.. xD

      Rozdział dodam już niebawem. ;>
      xoxo
      Sakura

      Usuń
  5. Fajny blog ;)
    Ciekawa fabuła, dobrze że Hermiona złapała nić porozumienia z córką, a i jeszcze Pansy i Tracey - tu może być ciekawie, Bea, taka tajemnicza. A i co się stanie jeśli Harry wróci.
    Przepraszam, za tak chaotyczny komentarz, ale ja już tak czasem mam ;)
    Pozdrawiam, Blue
    http://bluealligood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurcze, chyba dostałam zbyt dużo informacji naraz !
    Dziewczyny pogodzone, to dobrze.
    Historyjka o Jamesie i Syriuszu - (y)
    I ten sen z Dracze ;oo
    Pozdrawiam,
    Mad.

    OdpowiedzUsuń