sobota, 21 września 2013

Rozdział 4.

 Klaus ma odrobinę specyficzny charakter. Jest dobrym człowiekiem, tylko trochę nadpobudliwym. To on wprowadził mnie w świat narkotyków, więc moim obowiązkiem jest go odwiedzać. Bez niego nie potrafiłabym odsunąć od siebie myśli samo destrukcyjnych, przez które Chloe mogłaby zostać sierotą. Klaus siedzi na odwyku i nie może sięgnąć po susz, bo inaczej przeniosą go do izolatki. Zawsze gdy go odwiedzam zostawiam mu trochę maryśki, niech nacieszy się przez parę dni. Potem pewnie i tak albo się zaćpa i go zamkną; albo sami znajdą i i tak zamkną. W każdym razie: zawsze po moim wyjściu Klaus ląduje w izolatce. Trzymają go tam mniej więcej tydzień, aż się trochę nie uspokoi. Im dłużej się rzuca, tym dłużej go trzymają. Ja jeszcze nigdy nie trafiłam na odwyk, a ci ludzie z ośrodka nigdy na mnie nie podkablowali, co jest dziwne, zważywszy na to, że mnie mogą zamknąć w więzieniu, a Klausa jedynie w izolatce, bo jest niepełnoletni. Właśnie, znów o czymś nie wspomniałam. Spotkałam Klausa jakieś dwa, czy trzy lata temu, miał wtedy szesnaście lat bodajże. Polubiliśmy się; jednym z moich stałych klientów był jego ojciec, więc wpadliśmy na siebie parę razy. Pierwszy raz Klaus przyłapał swojego ojca, gdy ten mi płacił, jego ojciec go nie zauważył, ale Kaus do mnie podszedł i o wszystko wypytywał. Był wtedy w towarzystwie innych ćpunów, zapoznał mnie z nimi wszystkimi. Wszyscy ode mnie młodsi, ale jednak mamy ten sam nawyk do uzależnień. Ciekawe towarzystwo, teraz większość siedzi na odwyku, najwyraźniej ich złapali w centrum. Zazwyczaj tam się spotykają: koło pubu, w którym pracuję.

 Gdy wróciłam do domu była 15:00. Od razu skierowałam swe kroki do salonu, gdyż dzisiaj nie musiałam iść do tej brudnej roboty.

 - Mionka, dlaczego sowy do ciebie nie dolatują? - zapytała Bea. Najwyraźniej nie lubi się witać.

 - A skąd masz pewność, że nie dolatują? - zapytałam. - Mam nadzieję, że nie wysłałaś mi jakiejś ważnej, biznesowej wiadomości typu: odchodzę?

 - Nie, ależ skąd, przecież to świetna praca. Może nie wszyscy byliby z niej zadowoleni, ale mnie pasuje. Tylko Pansy do mnie napisała, że za każdym razem, gdy próbuje coś do ciebie wysłać, to jej sowa wraca z nieotwartym listem.

 - Ah, no tak, zapomniałam wam wspomnieć pewną ważną rzecz. Otóż mojego domu strzegą dwa bardzo posłuszne kruki*. Nie chciałam mieć nic wspólnego z magią, więc zaczarowałam je tak, by nie przepuszczały żadnych magicznych stworzeń poza wyznaczone granice. To było ostatnie zaklęcie, jakiego użyłam.

 - Chwila... Czy to znaczy, że użyłaś niewybaczalnego? - oczy Bei zabłysły w dziwny sposób, jakby duma?

 - Nie, nie. Oczywiście, że nie. Znalazłam inne zaklęcie, takie które sprawia, że dane stworzenie jest ci całkowicie posłuszne i nie może się w żaden sposób sprzeciwić. Niestety nie ma na nie przeciw zaklęcia, ale da się je podrasować. Na przykład jak pokażę im wasze sowy, to one po zapachu i zmyśle wzroku wyczują, że to wasze sowy i będą je przepuszczać jeśli im każę.

 - Oho, coś czuję, że ty masz wiele takich zabezpieczeń.

 - Tak, dosyć sporo. Między innymi zaklęcia zabezpieczające dom przed nieproszonymi osobnikami. - tu pomyślałam o Ronie.

 - Ale jak to możliwe, że zwyczajne dwa kruki mogą ochronić dom przed nalotem sów. Co jeśli przyleci chmara sów z różnymi wiadomościami i kruki ich nie powstrzymają?

 - O to się nie martw. To są kruki trzy razy większe od normalnych.... Oczywiście niewidoczne dla mugoli. - dopowiedziałam szybko.

 - Mogłabyś je zawołać? - zapytała Bea i uśmiechnęła się przymilnie.

 - No nie wiem... A co jeśli ktoś akurat w tym czasie będzie chciał mi coś wysłać? Co jeśli sąsiedzi zobaczą sowę wlatującą do mieszkania, albo co gorsza Chloe zobaczy?

 - Nie, spokojnie, widzisz przecież, że Chloe bawi się z psami. - Bea wskazała palcem dywan, na którym Chloe rzeczywiście bawiła się z psami.

 - No tak, ale przecież dwa ogromne kruki zauważy bez problemu. - trzeźwe myślenie to podstawa.

 - Kruki rozpoznają sowę Pottera? - Bea błyskawicznie zmieniła temat. Jednak nie każdy potrafi przyznać się do błędu.

 - Tak, Hedwiga jest jedyna w swoim rodzaju, bez problemu ją rozpoznają.

 - Ah, no tak. Zapomniałam, że Potter musi mieć wszystko, co jest jedyne w swoim rodzaju... - wymamrotała Bea.

 - O co ci chodzi, Bea?

 - O nic, po prostu ktoś mi mówił, że Potter zawsze się wyróżniał i miał wszystko co najlepsze, bo przecież jest wielkim bohaterem i gwiazdą całego magicznego świata. Ikoną pychy i wolności od wszelkich zobowiązań.

 - Kto ci takich bzdur nagadał? Harry miał to wszystko, bo po prostu był szczęściarzem. Hedwigę też dostał w prezencie. Może i miał wiele rzeczy, ale nigdy się nimi nie afiszował. Właściwie to nawet często się żalił, że przecież nie powinien tych rzeczy dostawać. Harry jest zwyczajnym, skromnym człowiekiem z odrobiną szczęścia.

 - Ah tak, czyli chcesz mi powiedzieć, że Potter zabił Czarnego Pana również przez łut szczęścia?

 - Nie, oczywiście, że nie. On się do tego przygotowywał latami, a i tak sam ledwo uszedł z życiem.

 - Oczywiście. - prychnęła.

 Chloe poszarpała mój rękaw i szepnęła coś niezrozumiałego. Ostatnio zamiast używać migowego, czy jakichś gestów, zwyczajnie szepcze.

"Pokaż co chcesz powiedzieć", pokazałam w stronę małej.

"Psy są jakieś dziwne", pokazała. Nie do końca zrozumiałam, o co jej chodzi. Przechyliła głowę w bok i chwilę na mnie patrzyła, a potem pociągnęła za rękaw w stronę dywanu. Rzeczywiście Dizzy się dziwnie zachowywała. Siedziała na przeciwko okna, z głową przechyloną na lewą stronę. Co jakiś czas skomlała. Mimzy była w podobnej pozycji, również skomląc.

 - Co się stało? - zapytała Bea.

 - Nie wiem, psy się dziwnie zachowują...

 - Słyszałam, że psy mają tzw. szósty zmysł. Może coś wyczuwają?

 - Moż... - przerwałam, bo właśnie do pokoju wleciała śnieżna sowa Harry'ego, Hedwiga. Psy zaczęła merdać ogonami i podskakiwały w stronę ptaka. Sowa usiadła na oparciu fotela i wystawiła nóżkę z listem, który o dziwo był zawinięty w rulonik. Harry zazwyczaj wysyłał listy w kopertach. Podeszłam do sowy i wyjęłam z jej nóżki liścik, Hedwiga uszczypnęła mnie w palec i wyfrunęła.

 Kochana Hermiono,
 Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem Ci w czymś ważnym, wysyłając ten list o tak nadzwyczajnej godzinie. Wiem również, że przyzwyczaiłaś się już, że dostajesz listy w trzecią niedzielę miesiąca, a to jest dopiero pierwsza, ale moja sprawa jest naprawdę ważna. Otóż chciałbym cię poinformować, iż już od wczoraj znajduję się w Londynie z moim przyjacielem, którego ci przedstawię, jeśli tylko zgodzisz się przyjść do starej siedziby Zakonu Feniksa. Zapewne zastanawiasz się, dlaczego wcześniej nie poinformowałem cię o tym, że przyjeżdżam. Chciałem ci zrobić niespodziankę.
 Ron już tutaj jest. Wiem, że za sobą nie przepadacie (chociaż ja wciąż nie wiem dlaczego), ale długo mnie nie było, więc chciałbym zobaczyć moich najlepszych przyjaciół w komplecie. Weź ze sobą Ginny. Ron wyprowadził się z Nory, więc nie mógł jej poinformować o przyjeździe i o liście, dopóki sam nie wiedziałby na sto procent, że ja naprawdę wróciłem. Przynajmniej tak mi powiedział.
 Liczę, że przyjdziesz jeszcze dziś i nie będziesz się przejmować obecnością Rona.
Całuję,
Harry.

 - Ojej... - po przeczytaniu wiadomości musiałam usiąść na fotelu i ponownie wczytać się w tekst.

 - Coś się stało, Mionka? - zapytała Bea.

 - Harry wrócił... - szepnęłam.

 - Słucham? Mogłabyś powtórzyć?

 - Harry wrócił. - powiedziałam trochę głośniej. - Harry wrócił! Bea, rozumiesz to? Harry wrócił!

 Chwilę później wirowałam na środku salonu z Chloe na rękach.

 - Jejku, to wspaniale. - powiedziała Bea i uśmiechnęła się szczerze. Odstawiłam Chloe na ziemię i poszłam po torebkę.

 - A co z Chloe? - zapytała Bea, gdy byłam już przy drzwiach. - Pewno powiedziałaś Potterowi, że masz dziecko. Dlaczego jej nie zabierzesz?

 Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie powiedzieć Bei, że będzie tam też Ron, i że on jest jej ojcem, ale w końcu zdecydowałam się na zwyczajne: "Harry nie wie, że mam dziecko". Co oczywiście było prawdą. Harry nie wiedział nawet, dlaczego opuściłam Hogwart i jestem zła na Rona. Naprawdę się starałam, by zakamuflować to, że jestem w ciąży, więc Potter o niczym nie wiedział. Powiedziałam to jedynie Ginny i Ronaldowi. Bea mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, a ja wyszłam z pokoju. Ruszyłam na górę schodami i wzięłam ze swojego pokoju torebkę, a także przebrałam się w inne ubrania. Tamte to były zwykłe szmatki, które założyłam, by móc odwiedzić Klausa nie wzbudzając podejrzeń sąsiadów.

 Zeszłam na dół gotowa i uśmiechnięta. Wreszcie spotkam się z Harrym. Ta myśl nie przestawała krążyć w mojej głowie. Już nawet zapomniałam o tym, że Ron też tam będzie. Wzięłam telefon i wybrałam numer restauracji Ginny, o tej porze na pewno będzie w pracy.

 - Restauracja Magia smaków, słucham? - zapytał łagodny, kobiecy głos w słuchawce.

 - Cześć, Diana, to ja, Hermiona. Mogłabyś mi podać Ginny?

 - Jasne, chwilka. Ginny, Hermiona dzwoni! - ostatnie zdanie już nie było tak łagodnie powiedziane.

 - Cześć, Miona, stało się coś? - zapytała Ginny.

 - Nie uwierzysz co ci teraz powiem. Słuchaj uważnie. Harry przyjechał! - powiedziałam dużo głośniej niż zamierzałam. Ginny się rozłączyła, a chwilę później usłyszałam dzwonek do drzwi.

 - Jak to, Harry przyjechał? - zapytała ruda i wparowała do środka.

 - Nie ma go tu, Gin. Czeka na Grimmauld Place. Kazał mi tobie przekazać.

 - Chodź za dom, jak się deportujemy to będziemy szybciej. - Ginny pociągnęła mnie za łokieć w stronę bocznej uliczki.

 - Chwila, co się tak spieszysz? Muszę się pożegnać z małą, bo prawdopodobnie do jutra nie wrócimy.

 - Okej, ale szybko! - poganiała mnie ruda, gdy byłam już w swoim domu, a drzwi wejściowe były otwarte. Ruszyłam w stronę salonu i pożegnałam się z małą. Dałam Bei pieniądze za opiekę i wyszłam na zewnątrz, uprzednio zamykając drzwi na klucz. Ruszyłam z Ginny za mój dom, pomiędzy ogromne drzewo wiśniowe, a altankę. Chwyciłam rudą za ramię i teleportowałyśmy się. Znów to dziwne uczucie, jakbym była przez coś przepychana. Dawno tego nie odczuwałam.

 Deportowałyśmy się przed Grimmauld Place 12. Ginny zapukała. Chwilę później drzwi otworzyły się, a za nimi stał Harry ze swoim firmowym uśmiechem.

*Kruki Miony nazywały się Huginn (Myśl) i Munnin (Pamięć) - tak jak kruki nordyckiego boga Odyna.

Mam nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu.
Przepraszam, że Dracze się jeszcze nie pojawił, ale
postanowiłam całkowicie wszystko zmienić. Hermio-
na nie spotka Draco, gdy będzie chciała odszukać ro-
dziców, lecz gdy będzie chciała odnaleźć kogoś inne-
go. A kogo - dowiecie się już w następnym rozdziale.

Liczę na opinie w komentarzach.
Chcę szczerości, nie sztucznej grzeczności.

xoxo
Sakura

6 komentarzy:

  1. Rozdział całkiem fajny :) Zaciekawiłaś mnie i teraz nie mogę się doczekać kolejnej notki :D
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem, że jestem trochę zawiedziona - chciałam żeby już spotkała się z Draco. No ale sądzę, że będzie warto poczekać, bo Twoje pomysły naprawdę mi się podobają - np. ten z krukami (bardzo oryginalny co pochwalam! :) )
    Czekam z niecierpliwością na kolejny.
    Pozdrawiam
    http://dramione-zaufaj-mi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojeju! Jest notka, niedawno znalazłam ten blog i już bardzo mi się podoba. Akcja się tak powoli rozkręca, przez co nie mogę się doczekać kolejnej notki. Po przeczytaniu, że Harry wraca miałam nadzieję, że już w tym poście go spotka, a i jeszcze, co będzie jak zobaczy Rona ?! ;)
    Pozdrawiam i życzę weny, Blue
    http://bluealligood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka
    Dziś przeczytałam całość
    iii jestem pod wrażeniem!!!
    Jeny, dawno nie czytałam czegoś tak dobrego *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczę, że nie znudzi Ci się czytanie czegoś tak słabego. Mam nadzieję, iż wszystko pójdzie dobrze i nie spapram całego opowiadania już na początku. A jeśli za późno to piszę - przepraszam.
      Pozdrawiam serdecznie,
      Sakura.

      Usuń
  5. Z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej. Zaskoczyłaś mnie tym Harry'm. Czy Hrmajn powie mu o dziecku ? I jak to będzie z tym Ronem ?
    Ojć, czytać, czytać, czytać !\
    Pozdrawiam,
    Mad.

    OdpowiedzUsuń