sobota, 28 września 2013

Rozdział 5.

 Skórzane sofy, kolorowe fotele, nowoczesny kominek i przestronne szyby - Harry odnowił nie tylko swój wygląd, ale także całe Grimmauld Place. Mimo iż Stworek przez dwa lata sprzątał i pilnował domu nr 12 Harry i tak mu się przeciwstawił. Na korytarzach nie wiszą już głowy skrzatów, a obraz matki Syriusza został zdjęty, zapewne jakimś trudnym zaklęciem. Antyczne ozdoby i staromodne zabytki zostały wyniesione lub sprzedane. Wszystkie meble odnowione i dopasowane do Francuskiej mody.

 - Didier & Harry - korporacja architektoniczna. Zadzwoń już dziś! - świergotała Ginny, przyglądając się szklanym kulom na kominku. Było Tokyo Tower, wieża Eiffla, Big Ben, krzywa wieża w Pizie, i wiele innych zabytków.

 - Ginny, nie żartuj, przecież to jest zwykły dom, urządzony w stylu nowoczesny i podrasowany przez najlepszego projektanta wszech czasów, wielkiego Didiera La Corte! - przypomniał Harry, uśmiechając się w stronę wciąż odwróconej Ginny. - A w dodatku podstawy były już zbudowane.

 - Tak, Harry, podstawy może były, ale przecież dom sam się nie powiększył, prawda? To też już coś. - powiedział Ron.

 - Dokładnie, Harry, całkowicie zgadzam się z Ronem. Ty wiesz ile mi by zajęło powiększanie magicznego domu? Wiesz ile bym zaklęć szukała? Przecież to kupa czasu. - powiedziała Ginny.

 - No wiesz, ale Didier przecież nie jest architektem, więc zapewne też długo szukał odpowiednich zaklęć. - powiedział Ron.

 - No tak, ale przecież oni wczoraj wrócili, więc za długo to nie szukał... - zaczęła Ginny, a ja w tym czasie poszłam do kuchni, gdzie Didier popijał herbatę, rozkoszując się widokiem zza magicznych okien.

 - Jak ci się podoba w Londynie? - zagadnęłam.

 - Nigdy nie był w takim miejscu, bardzo tu ciekawie, tylko trochę ponuro. - odpowiedział, odwracając się. Mówił z tym specjalnym, charakterystycznym "r". Nie miałam jeszcze okazji przyjrzeć mu się z bliska, ale muszę przyznać, iż Didier jest naprawdę przystojnym mężczyzną. Blond czupryna, opadająca mu na czoło; szmaragdowe oczy, dodające uroku; zachęcający uśmiech, za którym poszłabym na koniec świata; i ta sylwetka człowieka dojrzałego i gotowego na wszystko. Słowem - gość z klasą.

 - Tak, mnie też trochę przygnębia ta okropna pogoda. - powiedziałam, patrząc w te piękne, szmaragdowe oczy.

 - Oh, kiedy ja nie mówi o pogodzie, mówi o ludzia', 'emiono. Wszyscy w Londynie 'odzą smutni, to przytuacza. To atmosfera nie dla mni... Jednak myślę, że 'arry pomoże mi się tu odnaleźć, tak jak ja pomogłem mu we Francji.

 - Tak, ja również liczę na to, że się tu odnajdziesz. Harry w listach wspominał o tobie wiele razy, i muszę przyznać, że doskonale cię określił. Jako człowieka dobrego, z czystym sercem i wspaniałymi pomysłami.

 - Miło słyszeć coś takiego z ust najlepszej przyjaciółki 'arry'ego. On również wiele razy o tobie wspominau, o tobie i o Ronaldzie. Właściwie mówił również, że jesteście skuóceni, jednak ani razu nie wspomniau, dlaczego.

 - Tak, bo widzisz, Didier. To stara sprawa, a ja nie chcę do niej wracać.

 - Rozumiem, 'emiono. Nie chcę się wtrącać.

 - Co tak tu stoicie? Chodźcie do salonu. - powiedział Harry, otwierając szerzej drzwi. Ron gapił się na Didiera, jakby chciał go zabić. Ruszyliśmy posłusznie do drugiego pokoju. Usiadłam na jednym z foteli i wpatrzyłam się w kominek, w którym płomienie radośnie tańczyły, i wsłuchałam się w dźwięk strzelającego drewna.

 - A co ty o tym myślisz, Hermiono? - zapytała Ginny.

 - Przepraszam, nie słuchałam. Mogłabyś powtórzyć? - uśmiechnęłam się do niej przymilnie, a Didier zachichotał.

 - Rozmawiamy właśnie z Harrym o tym...

 - A raczej kłócicie się... - wtrącił Ron, udając kaszel.

 - ...że to nierozsądne, iż pojechał do Francji bez mapy. - kontynuowała Ruda, ignorując komentarz Rona.

 - Kiedy ja ci mówię, że jej nie kupiłem tylko dlatego, że dziennikarze od razu by mnie wytropili. - powiedział Harry.

 - Ale przecież mapę można kupić w każdym mieście, nie tylko w Londynie.

 - Ginny, zrozum, czarodzieje są na całym świecie, a ci z Wielkiej Brytanii bez problemu by mnie rozpoznali. Co nie, Miona?

 - Nie wiem, Harry, nie wiem. - powiedziałam, próbując ukryć śmiech. Ta dwójka mnie naprawdę rozczulała. Znów zapatrzyłam się w ogień, nie słuchając już nic, co mówiła reszta. Jednak czyjś wzrok nie dawał mi spokoju, wyraźnie czułam, że ktoś się na mnie gapi. Rozejrzałam się po zebranych. Didier i Giny patrzyli na Harry'ego; La Corte patrzył, jakby Harry był jakimś bóstwem, natomiast Ginny była aż czerwona ze złości. Potter patrzył to na jedno, to na drugie. Czyli to Ron mi się tak bezczelnie przyglądał.

 - Masz jakiś problem, Ronald? - zapytałam Rudzielca, czym go chyba wystraszyłam, bo aż się wzdrygnął. Wszyscy ucichli i spojrzeli na Rona.

 - Ja? Nie. Dlaczego pytasz? - zapytał szybko.

 - A dlatego, że ciągle się na mnie gapisz i nie dajesz spokoju. Ja wiem, że dawno się nie widzieliśmy, ale przestań, to denerwuje. - powiedziałam trochę za ostro, a Ron natychmiast spuścił wzrok na swoje wylakierowane, czarne, eleganckie buty. Skąd on miał na nie pieniądze? Ah, no tak, przecież Ronald jest aurorem.

 - Ojej, jak już późno... - powiedziała Ginny, a ja uśmiechnęłam się do niej lekko. Zawsze wiedziała, jak mnie wyciągnąć z opresji. Nie chciałam przed przyjacielem Harry'ego wyjść na "tę złą".

 - Rzeczywiście, chyba powinniśmy już iść. Co wy na to? Ginny, Hermiono? - zaproponował Ron.

 - Tak, chyba już pójdziemy, to na razie Harry, pa Didier. - powiedziałam i wstałam, prostując moją ołówkową spódnicę.

 - Oh, zaczekajcie. Mam ważną sprawę... - zaczęła Ginny, a ja wsłuchiwałam się w jej słowa, a moja wyobraźnia nie miała granic.

oOo

 Sakramentalne "tak". Ruda czupryna, przykryta białym welonem panny młodej, przy namiętnym pocałunku. Ślub to piękny dzień dla każdego. Nie ważne czy młody, czy stary, czy brzydki, czy ładny, ważne że szczęśliwy. Gdy byłam młodsza zawsze zastanawiałam się, jak będzie wyglądać mój ślub. Jednak na ślubie Georga wiedziałam, że ja już nigdy nie zaznam takiego szczęścia. Przez Rona nie potrafiłam już pokochać. Byłam zwykłą wydmuszką, niezdolną do ukazywania emocji. Czymś, co już dawno przestało istnieć dla innych, i jedynie kilku ludzi było w stanie ze mną przebywać. Tych ludzi było naprawdę mało, bo kto by chciał zadawać się z kimś takim jak ja? Nawet moja własna córka się mnie wstydziła. Kto by chciał taką matkę, przyjaciółkę, żonę? Nikt nie potrafiłby mnie pokochać, a nawet jeśli, to ja nie potrafiłabym się otworzyć. Ustąpić miejsca komuś nowemu, smutek odrzucić w kąt. Było to wtedy niemożliwe.

 Siedziałam sobie właśnie przy stoliku w kącie, z którego widziałam cały parkiet. George ze swoją nową żoną, Angeliną, wirowali na samym środku, Ginny tańczyła z Harrym, wszyscy byli tacy szczęśliwi. Obok mnie usiadł Ron. na początku nie przejęłam się nim, jednak później jego gapienie stało się natarczywe.

 - Czego chcesz, Ron?

 - Musimy pogadać, Miona.

 - Nie mów do mnie Miona.

 - To chodź pogadać. - wyciągnął do mnie dłoń. Niechętnie, ale jednak, chwyciłam ją i ruszyłam w kierunku wyjścia, przepychając się przez tańczące pary. Poszliśmy na ganek i usiedliśmy na wiklinowych krzesłach, oddzielonych od siebie stolikiem do kawy.

 - To teraz mów. - zażądałam.

 - Jak ona się nazywa? - zapytał. Doskonale wiedziałam, o kim mówi.

 - Skąd wiesz, że to ona?

 - Czyli jednak. Jak ma na imię?

 - Po co ci je znać skoro i tak jej nigdy nie poznasz?

 - Przekonamy się, czy jej nigdy nie poznam. Powiesz mi wreszcie, czy mam zapytać Ginny?

 - Ginny ci nie powie.

 - To moja siostra, musi mi powiedzieć.

 - Ale to moje dziecko, a ja nie chcę, żebyś je znał.

 - To jest tak samo moje dziecko, jak i twoje! Przestań odstawiać jakieś sceny i zacznij gadać! - uderzył pięścią w stół, który niebezpiecznie się zachwiał.

 - Uspokój się, Ronald. Nic nie wskórasz tymi swoimi wybrykami. Nie przestraszę się ciebie, wiem, że nie podniesiesz na mnie ręki.

 - To może chociaż powiedz, dlaczego nie możesz mi jej nawet pokazać? - zaśmiałam się na tę uwagę.

 - Cztery lata, Ron. Ona ma już cztery lata, wczoraj były jej urodziny. Jak to się stało, że tak nagle się nią zainteresowałeś?

 - Dobrze wiesz, że interesowałem się nią dużo wcześniej. - syknął, a chwilę potem się trochę uspokoił. - Zdradź mi chociaż jej imię, czy to tak wiele?

 - Chloe. - powiedziałam najciszej, jak tylko było to możliwe i ruszyłam w kierunku namiotu.

 - Dlaczego nie chcesz mnie pokochać? - krzyknął Ron.

 - Miłość to nie temat do żartów. Więc przestań się wygłupiać, nie zobaczysz jej. Będzie dorastać ze mną, jako swoją matką, a ty nie masz prawa się do tego wtrącać. - powiedziałam spokojnie, tak by tylko on to usłyszał.

 Moja Miłość jest jak papieros. Na początku nowa, nieznana, wspaniała; potem powoli się wypala, aż w końcu gaśnie, i już nigdy nie wraca.

##

 Wróciłam do domu około 3 nad ranem. Przywitało mnie szczekanie psów.  W domu nie było nikogo prócz nich. Dokładnie przeszukałam każdy zakamarek i wszystkie możliwe kryjówki, w jakich chowałam się w dzieciństwie. Samotność to najbardziej przytłaczające uczucie na świecie. To pustka w sercu, wypalająca duszę na wylot. To niemożliwe do określenia słowami przeżycie. Jakby ktoś zabrał ci wszystko, co kiedykolwiek miałeś. Jakbyś żył tylko dla siebie, jakby nikt się tobą nie interesował. Jakbyś był na Ziemi samiuśki jak palec. Jakbyś żył, ale twoja dusza umarła.

 Wtedy miałam w głowie tylko jedno, jedyne zdanie, które zostało wyryte w mej pamięci na zawsze:
Chloe zaginęła.

Hejeczeg!
Przepraszam, że Dracze się jeszcze nie pojawił,
ale nie miałam jak go wcisnąć do tego rozdziału.
Jakoś tak bardziej mi pasowało to zakończenie, niż
rozmowa w ministerstwie, oskarżenia, wymówki, itd.
Po prostu moim zdaniem takie zakończenie było lepsze.
Tak więc tym razem już obiecuję, że Draco się pojawi w
następnym rozdziale.

Liczę na opinie w komentarzach!
xoxo
Sakura

7 komentarzy:

  1. Rozdział jest świetny :)
    Ron, tatuś od siedmiu boleści się znalazła, buc jeden. Super, że w końcu pojawi się Draco, już się nie mogłam doczekać normalnie :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Idiotyczny Ron. Najpierw sam każe wybierać Hermionie, a potem teatrzyk w stylu: Dlaczego mnie nie kochasz?,
    Boże! On jest okrrropny!
    Czekam na nowy :*

    OdpowiedzUsuń
  3. oesu... Ron, nagle mu zależy na Chloe, ale cieszę się, że był przynajmniej w tym rozdziale, bo przynajmniej było ciekawie ;) Już czekam na następny, Blue
    http://bluealligood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej... Przedstawiasz jedną z moich ulubionych postaci jako totalnego przydupasa ;-; No ale, wybaczam Ci bo świetnie piszesz <3
    Pozdrawiam
    Aroosa Ens Black

    OdpowiedzUsuń
  5. JEJ ale ty to fajnie prowadzisz :o
    Ojejku, żebym ja tak umiała ...
    Ale jest ogólnie świetnie. A końcówka to mega.
    Chociaż z punktu widzenia prawa miał prawo, by zobaczyć swoją córkę. Bo to zarówno jego dziecko, jak i Hermiony/
    Ale fajnie, że w następnym będzie Draco <3

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurcze, o kurcze, o kurcze !
    No ten Harry to ma znajomości...
    Ale wkurza mnie Ron. Co sobie ten przerośnięty pieg wyobraża ?!
    I co ma znaczyć to "Chole zaginęła "?!
    Pozdrawiam,
    Mad.

    OdpowiedzUsuń