niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 13.

Mam już w planach kolejne opowiadanie, nie będzie to kontynuacja tego, ale Chloe będzie jedną z bohaterek. Na razie jestem w fazie obmyślania fabuły. Wyjątkowo będzie o przyjaźni, lecz więcej szczegółów nie zdradzę. No i już poprawiłam zakładkę z bohaterami, nie wiem, czy zauważyliście - poprzednio zdjęcia nie chciały się pokazać, bo przypadkowo usunęłam wszystkie obrazki z Blogspot na swoim profilu Google. Dodałam też wygląd bohaterów tego opowiadania, o którym napisałam powyżej, no i dodałam, kto gra kogo w moich opowiadaniach. Zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo dziwne jest to, iż znalazłam już bohaterów, a fabuły nie. Ale ja przecież tak mam...
Zapraszam!

- Promieniejesz, Hermiono. - Didier uśmiechnął się do mnie ciepło. Ten związek był zdecydowanie najlepszym wyborem Harrego. - Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, wyglądałaś tak smutno. A teraz naprawdę po tobie widać, że jesteś szczęśliwa. Czy to dzięki pracy w restauracji Ginny?
- Po części tak - rzekłam w chwili, gdy z kuchni wyszli Potter i najmłodsza Weasley. Przyszłyśmy z Rudą dwie godziny wcześniej. - Ale głównie to chyba dzięki Draco... - Zauważyłam, że Ginny była przygaszona, podobnie jak Harry. Miałam nadzieję, iż wyjaśnią nam, mnie i Didierowi, o co chodzi.
- Draco to ten, który pomógł ci odnaleźć córkę, prawda? - La Corte zainteresował się dziwnym zachowaniem swojego partnera i wyraźnie widziałam, iż chce go pocieszyć, ale przy Ginny, która wciąż o nich nie wie, nie bardzo mógł coś zdziałać. Postanowiłam wybawić go z opresji, i tak miałam się zbierać.
- My chyba już pójdziemy, muszę odebrać Chloe z przedszkola. - Wstałam i podniosłam z podłogi torebkę. Pożegnałyśmy się krótko z Harrym i Didierem, a następnie wyszłyśmy.
- Co się stało, Gin? Harry coś ci powiedział? - zapytałam ją, gdy deportowałyśmy się niedaleko przedszkola.
- Wiesz, co do niego czuję, Hermiś. Ja go kocham. A on mnie odtrąca... - Gin przerwała na chwilę. Przechodziłyśmy parkiem obok zardzewiałych huśtawek i ominęłyśmy świeżo malowane ławki. Zakręt dalej znajdowało się przedszkole Małej. - Myślę, że może kogoś mieć.
- A mówiłaś mu już o swoich podejrzeniach? - Pomachałam z uśmiechem do dyrektorki przedszkola dla głuchoniemych. Ta odmachała mi i weszła do auta. Otworzyłam furtkę.
- Zapytałam wprost, czy się z kimś spotyka. - Westchnęła i pierwsza wspięła się po schodach. - Powiedział mi, że aktualnie jest w związku, ale nic więcej nie umiałam wyciągnąć. Nie wiem, o co tu chodzi, Miona, ale myślę, że ma to związek z Didierem. On się tak zawsze na Harrego gapi i uśmiecha.
Zastanowiłam się chwilę nad tym. W sumie to chyba tylko Harry chciał kryć ich związek, La Corte zawsze był otwarty. To było dziwne.
- Czy ty coś na ten temat wiesz? - zapytała prosto z mostu, gdy Chloe przebierała się w szatni. Stałyśmy na korytarzu i gapiłyśmy się na wszystko, co działo się w budynku.
- Skąd takie przypuszczenia? - spojrzałam na nią.
- Bo nic się nie odzywasz... - mruknęła Ruda, przygryzając wargi. - Jeśli coś wiesz, to mi powiedz... Przecież się przyjaźnimy.
- Ja to wiem, Gin... - przerwałam, gdy Chloe szarpnęła rękaw mojej kurtki. Zapytałam ją bezgłośnie: - Gotowa? - A gdy kiwnęła głową, chwyciłam ją za małą, ciepłą dłoń i wszystkie trzy wyszłyśmy. - Tylko uważam, że Harry prędzej, czy później wszystko ci wyjaśni... nam wszystko wyjaśni. Obiecałam, że go nie wydam, wybacz.
- W porządku, nie będę cię naciskać. Mogę wpaść na kawę? - zapytała z uśmiechem. Chloe znów pociągnęła mój rękaw. "Co jest, słońce?", pokazałam. Mała obróciła się i wskazała stoisko z lodami, obok którego porozkładane były stoliki z krzesłami. Przekręciła głowę w moją stronę, niemo pytając, czy może, a gdy pokiwałam głową, szczęśliwa pobiegła do stoiska i ustawiła się w kolejce.
- Oczywiście, że możesz wpaść na kawę, Gin. Możesz nawet zostać do jutra - zaśmiałam się i ruszyłam za córką. Cieszyłam się, że ją odzyskałam i że wszystko było już było w porządku. Sprawa w sądzie obeszła się bez zbędnego echa, Bea i Ronald otrzymali odpowiednią karę, a małej przywrócono pamięć. Uzgodniłam też z Weasley'em, że Chloe będzie uczyła się magii, ale w domu. Otrzymaliśmy na to pozwolenie w Ministerstwie Magii, no i dodatkowo Harry, Didier, Ginny i Draco zobowiązali się pomóc mi w tym. Trochę się zdziwiłam, gdy Malfoy też chciał pomóc, lecz już tyle razy zrobił dla mnie coś dobrego, że prawie nazywałam go przyjacielem. Choć to "prawie" robiło znaczną różnicę.
- Które chcesz, mała? - zapytałam, wolno poruszając ustami. Chloe wystawiła w moją stronę ramiona, a ja wzięłam ją na ręce i obróciłam w stronę tablicy, na której pokazane były wszystkie smaki. Wskazała palcem truskawkę i miętę, a ja powiedziałam do sprzedawcy, by dał pół gałki jednego i drugiego smaku. Chloe nie jadła dużo, była jeszcze za mała, żeby zjeść całe dwie gałki. Nie byłam pewna, czy zje chociaż pół, więc poprosiłam też o samego wafelka.
- Chcesz loda, Gin? - zapytałam, gdy Chloe już jadła, a sprzedawca czekał, aż podam mu odpowiednią sumę.
- Dzisiaj podziękuję - usłyszałam rozbawiony głos Rudej. Doskonale wiedziałam, że ma alergię.
- Do widzenia - pożegnałyśmy się z mężczyzną i ruszyłyśmy parkową ścieżką do domu.
__
- Mam tylko cappucino! - krzyknęłam, sprawdzając zawartość szafek. Nawet nie wiedziałam, co mam w domu.
- Może być! - odkrzyknęła Ginny. Wyciągnęłam trzy kubki. Do jednego wlałam herbatę, a do dwóch pozostałych wsypałam dwie łyżeczki cappucino z dodatkowym kakao. To był mój ulubiony smak, więc nie zdziwiłam się, gdy z wszystkich napojów kofeinowych znalazłam tylko to. W sumie nawet się cieszyłam, nie miałam ochoty na nic innego.
Gdy niosłam kubki do salonu, po mieszkaniu zadźwięczał dzwonek do drzwi. Odłożyłam tacę z napojami na stole i poszłam sprawdzić, kto to. Przez Judasza zauważyłam rozglądającego się Malfoy'a. Otworzyłam.
- Cóż jest tak ciekawego w mojej okolicy, że z takim zaangażowaniem się po niej rozglądasz? - zapytałam, uśmiechając się. Usłyszałam z salonu "kto to?", lecz zignorowałam pytanie.
- Tak tu... zwyczajnie - rzekł Malfoy, patrząc na mnie. Ubrany był w niebieski T-shirt z jakimś nadrukiem i sprane jeansy. Na nogach miał szaro-białe tenisówki. Wyraźnie zużyte. - A co jest ciekawego we mnie, Granger?
- Wyglądasz jak człowiek - zaśmiałam się i odwróciłam, rzucając przez ramię: - Wchodź.
Wskazałam mu fotel i gdy usiadł, zapytałam:
- Chcesz cappucino?
- Nie masz kawy? - Pokręciłam głową. - Więc niech będzie.
Uśmiechnęłam się i poszłam do kuchni. Na szczęście starczyło mi zagotowanej wody na kolejny kubek i po chwili już siedziałam na kanapie obok Ginny i naprzeciw Malfoy'a. Chloe leżała z psami na puchatym dywanie i oglądała Toma i Jerrego na telewizorze, który jakiś czas temu kupiłam. Nie był drogi, no i łatwy w obsłudze, więc czemu miałabym go nie wziąć?
- Co cię tu sprowadza? - zapytałam Dracona.
- Mam przyjaciela, który jest jednym z lepszych uzdrowicieli w świecie magii, i który od niedawna mieszka w Londynie. Opowiedziałem mu o przypadłości twojej córki i powiedział, że mógłby spróbować wyleczyć ją z głuchoty. - Spojrzał na mnie wyczekująco. Nie wiedziałam czy to żart, czy jego szczere intencje.
- Dlaczego chcesz jej pomóc? - zapytałam go, zaskoczona. Zrobił dla mnie tyle rzeczy i wciąż miał w zanadrzu coś nowego. Jeszcze się okaże, że ma w planach odnalezienie moich rodziców i przywrócenie ich do domu.
- Powiedzmy, że to... zadośćuczynienie za wszystko, co zrobiłem ci w przeszłości.
- On się rzeczywiście zmienił, Miona. - wymsknęło się Ginny, przez co Malfoy się zaśmiał.
- D-dziękuję - wydukałam, a Draco zaśmiał się raz jeszcze. Swoją drogą, miał bardzo miły dla ucha śmiech.

Następny rozdział zjawi się w niedzielę, poniedziałek, lub coś pomiędzy~

poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 12.

- Po co mnie tu zaprosiłeś? - zapytałam Dracona. Szykowałam się właśnie do pracy, gdy zadzwonił do mnie z propozycją wyjścia do tej mało znanej, aczkolwiek drogiej restauracji. Nie wiedziałam, po co, jednak z miłą chęcią przerwałam przygotowania do pracy i rozpoczęłam przygotowania na umówione spotkanie. Na całe szczęście nie zdążyłam jeszcze zadzwonić do szefa.
- Poczekajmy, aż przyjdzie kelner - rzekł z nonszalancją, obracając w dłoni pusty kieliszek. Przyglądałam mu się z uwagą, odszukując jakiegoś ruchu, emocji... czegokolwiek, co choć w najmniejszym stopniu przybliżyłoby mnie do poznania jego zamiarów. Nic jednak nie zauważyłam. Jego twarz była tak samo obojętna, jak dwadzieścia minut temu, gdy odbierał mnie spod domu swoim czerwonym porche, oraz gdy pierwszy raz zobaczyłam go w jego gabinecie.
W pewnej chwili podszedł do nas kelner o azjatyckich rysach. Odziany na biało, milczący, zerkający na nas znad swojego notatnika w czarnej, skórzanej oprawie.
- Dwa razy danie dnia - Malfoy, najwyraźniej, postanowił zamówić za mnie. - A na deser pudding czekoladowy i... Granger, czego sobie życzysz? - Spojrzał na mnie wyczekująco.
- To samo poproszę - rzekłam, uśmiechając się lekko kącikiem ust.
- To samo. - Dracon zwrócił się do kelnera.
- Wina? - Od razu po zadanym nam pytaniu zorientowałam się, że kelner niezbyt dobrze posługuje się językiem angielskim. Przede wszystkim powinienem zadać je całym zdaniem. Wiem, bo Gin przyszła mi się kiedyś użalać, jak to cztery razy z rzędu wałkowała etykietę i podstawowe wymagania, jakich oczekuje się od kelnerów, bo nowa pracownica "nie bardzo się orientowała".
Kelner skończył notować, ukłonił się i odszedł.
- Nigdy nie zatrudniłbym w restauracji osoby nie znającej angielskiego. - Wiedziałam, że rozpoczął ten temat jedynie po to, by przerwać drętwą ciszę, jaka między nami zapadła po odejściu azjatyckiego chłopaczka.
- Też się zorientowałeś, że nie zna języka? - Uśmiechnęłam się doń, licząc na rozwinięcie tematu. Szczerze wolałam plotkowanie o kelnerze, niż brak jakiejkolwiek konwersacji.
- Nie byłbym teraz na tak wysokim stanowisku, gdybym nie zauważył czegoś takiego - odrzekł z dumą. - Wyraźnie się gubił, gdy składałem zamówienie. Dlatego starałem się mówić wyraźnie, żeby nie przyniósł nam czegoś, czego żadne z nas by nie zjadło - zaśmiał się, ja jedynie uśmiechnęłam i pokiwałam głową. Chyba tylko on czuł się w tamtej chwili swobodnie... jeżeli w ogóle.
- Słuchaj, Hermiono, ja wiem, że do tej pory za sobą nie przepadaliśmy, ale nie uważasz, że pora to zmienić? - Prawdopodobnie do zgody przekonało mnie to, że pierwszy raz powiedział moje imię bez kpiny w głosie.
W każdym bądź razie, dziesięć, lub dwadzieścia minut później azjatycki chłopak wrócił, niosąc na dwóch tacach dwa smakowicie wyglądające dania, do tego drugą ręką pchając wózek z szampanem, oraz jakimiś sałatkami. Wtedy stało się jasne, jak to możliwe, iż w ogóle go zatrudnili w tak prestiżowej restauracji. Ja bym nie uniosła dwóch tac mając do dyspozycji tylko jedno ramię.
- Smacznego - życzył po położeniu na stole naszego zamówienia i nalaniu do kieliszków krwistoczerwonego szampana. Schował tacę pod pachę, ukłonił się i odchrząknął krótko. - Gdyby chcieliby państwo czegoś jeszcze, proszę dzwonić tym. - Wskazał mały dzwoneczek, który dopiero wtedy spostrzegłam położony obok wiaderka z kostkami lodu, w którym chłodziły się dwie butelki szampana - jedna otwarta i jedna zamknięta - a następnie odszedł.
Wózek z sałatkami nadal stał obok naszego stolika.
- Smacznego, Draco - rzekłam doń i już chciałam wziąć do ręki widelec, gdy jego głos mnie powstrzymał.
- Zaczekaj, Granger, najpierw toast. Przecież zaprosiłem cię tu, żeby świętować, no nie? - Malfoy podniósł znów swój kieliszek i przybliżył go trochę w moją stronę.
Zrobiłam ze swoim to samo, jednak nie stuknęłam. Musiałam najpierw dowiedzieć się najważniejszego.
- Co tak właściwie świętujemy?
- Chciałbym ci pogratulować zwolnienia z pracy. - Draco uśmiechnął się i nie czekając na moją reakcję, sam przybliżył kieliszek, dotykając go na chwilę z moim i biorąc dość duży łyk.
- J-jak to...? - Niezbyt to rozumiałam, więc również napiłam się wina, licząc na to, że trochę się rozluźnię.
- Dzięki mnie aktualnie jesteś bezrobotna, Granger. - Widziałam w jego oczach powagę. Wtedy jeszcze nie spodziewałam się tego po nim. Draco Malfoy miałby mi pomóc? Ten Draco Malfoy? - Możesz iść do młodej Weasley zapytać o pracę. - Uśmiechnął się do mnie iście czarująco.
- Merlinie, Malfoy, chyba mam coś nie tak z głową, bo mam ochotę cię przytulić i wychwalać pod niebiosa. - Pierwszy raz tego wieczora szczerze się zaśmiałam. Co prawda krótko, ale jednak.
- Na wychwalanie pozwalam, ale z przytulenia zrezygnuję. Aktualnie mam narzeczoną. - Przekręcił swój srebrny pierścionek na palcu, jakby to była co najmniej obrączka ślubna. We mnie wezbrała niezrozumiała wściekłość.
- Tylko żartowałam - westchnęłam, kręcąc z politowaniem głową. Miałam szczerą nadzieję, że się nie zorientował. - Tak właściwie, jak ci się to udało?
- W sumie to nawet nie wiedziałem, że masz tam tak źle, dopiero gdy Pansy i Tracey przyszły do mnie z prośbą, czy nie mógłbym ci pomóc, czegoś się dowiedziałem. Pogadałem więc z twoim szefem... i jakoś to wyszło. - Spojrzał na zegarek. - Za jakieś dwadzieścia, do trzydziestu minut powinnaś dostać od niego telefon
Zaraz po jego słowach zadźwięczały pierwsze akordy mojego dzwonka. Z niedowierzaniem spojrzałam na wyświetlacz - dzwonił mój szef.
~no to tak... na początku chciałabym przeprosić osoby, które w zeszłą niedzielę oczekiwały bonusu o początkach Harrego i Didiera, ale odłączyli mi na jakiś czas internet i nie bardzo miałam jak Was poinformować, że rozdział się jednak pojawi, w ogóle nie mogłam go nawet dodać. Mam też sprawę do tych, co chcieli, bym informowała ich o nowych rozdziałach: moglibyście jeszcze raz pod tym postem wysłać mi adresy, pod jakimi mam informować? Dzięki. :)~

sobota, 15 listopada 2014

Sowa IV

Rozdziały będę dodawać w tygodniowym odstępie (dlatego usunęłam z kolumny po prawej stronie Proroka, w którym zazwyczaj informowałam, kiedy możecie się spodziewać następnego rozdziału), natomiast wszelkie dodatki i kilkuczęściowe miniaturki nie mają określonej daty. Gdy na coś wpadnę, to tu wstawię. Chciałabym również, byście wysyłali mi swoje one-shot'y, miniatury, i tak dalej, dla szerszej publiczności, bo może kiedyś, w niedalekiej przyszłości, mój blog się rozpowszechni i wolałabym, by nie tylko moje dzieła były na nim dostępne. Nie muszą być Dramione, może być dowolny parring, może też w ogóle nie być to romans. O szczegóły pytajcie w zakładce 'Kontakt'. :)
Mam jeszcze jedną prośbę - jeśli znacie jakieś dobre, czepialskie bety, które znają się na rzeczy, mają jako-takie doświadczenie i wolny czas, moglibyście dać mi do nich mail, czy numer Gadu? Z góry dziękuję. I od razu, jak już przy tym jesteśmy - miło by było, gdyby był/a też w stanie betować moją twórczość z drugiego bloga - czyli tego o miłości męsko-męskiej. :)
Jutro pojawi się pierwsza część bonusu o Harrym i Didierze, zamiast rozdziału dwunastego, bo jeszcze go nie skończyłam, a skoro już ustalam daty, to chcę Wam dać cokolwiek. Takie zastępstwo będzie miało miejsce tylko raz, mam taką nadzieję.
No i dorzucam Wam też kilka zdjęć, tak na lepszy start:


  

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 11.

 Przed rozprawą w sądzie postanowiłam jeszcze raz porozmawiać z Beą i Ronaldem. Musiałam się dowiedzieć, dlaczego tak naprawdę zabrali mi Małą. Ostatnio przecież nic sobie nie wyjaśniliśmy.

 - Cześć, Hermiono. - przywitała się Bea cicho, dosiadając się do mnie z Ronem. Uśmiechnęłam się do nich. - Możesz pytać, postaramy się odpowiedzieć na wszystko.

 - W porządku... To może najpierw zapytam, dlaczego?

 - Bea... nie może mieć dzieci. - odpowiedział Ron, powoli, jakby obawiając się wybuchu. - Powiedziałem jej raz, że mam dziecko z tobą.

 - Ja zapytałam, czy so bie z nią radzisz, a Ron na to, że nie wie. Więc postanowiliśmy cię poszukać. I na początku chcieliśmy tylko zapytać, czy nie moglibyśmy jej dzielić. No wiesz, bo w końcu to też twoje dziecko i... ona by mogła u nas przebywać co jakiś czas, a kiedy indziej u ciebie, ale... jak zobaczyłam, jak ty żyjesz i że Chloe żyłaby tylko i wyłącznie w świecie mugoli, to...

 - Powiedziała to mnie i to ja zarządziłem, żebyśmy Chloe ci ukradli. Myślałem wtedy, że nie zgodziłabyś się, żeby ona o magii wiedziała, żeby mnie poznała. Byłem wściekły i rozczarowany. I... po prostu to tak wyszło.

 - No dobrze, to zrozumiałe, ale po co modyfikowaliście jej pamięć? I tak dużo ze mną nie przebywała, a w dodatku jest jeszcze dzieckiem, prędzej czy później zapomniałaby o pewnych faktach, zawsze tak jest.

 - Nie chcieliśmy, żeby cierpiała wiedząc, iż nie jest z prawdziwą matką. - powiedziała po chwili milczenia Bea.

 - No ale przecież... mogliście uzgodnić to ze mną. Dlaczego od razu założyliście, że nie zgodzę się na taki układ? - Ron wzruszył bezradnie ramionami. - Dobrze... to chyba wszystko, co chciałam wiedzieć.

 - Wiesz, Miona, ja chyba myślę, że... moglibyśmy ci ją oddać bez tej rozprawy w sądzie. Nie chcemy rozgłosu.

 - W-w porządku. Porozmawiam z Malfoyem i postaram się coś uzgodnić.

*

 - Jak to chcesz odwołać sprawę?!

 - Rozmawiałam dzisiaj z nimi, powiedzieli, że mogą ją oddać bez problemu. Po prostu wcześniej, gdy do nich przyszłam myśleli, że to nie będzie aż tak poważne. Mówili coś o procedurach i karze, wystraszyli się.

 - A tłumaczyli ci, dlaczego ci ją zabrali? Granger, przecież oni ukradli ci dziecko, gdyby to była jakaś rzecz... powiedzmy, portfel czy same pieniądze, to rozumiałbym to, ale to jest żywa, niewinna osoba, należy im się kara!

 - Nie znasz ich! Oni też mają ciężko!

 - Niby jak?!

 - Bea nie może mieć dzieci, nie znam szczegółów, ale to jest raczej prawdą. W dodatku teraz przez tę sprawę mogą wypaść w złym świetle. Oni potrzebują pomocy, nie kary!

 - Skoro są tacy bez winy to dlaczego nie przygarnęli dziecka z sierocińca? Wiesz, ile tam jest pokrzywdzonych dzieci? Tamte mogli wziąć, a nie kraść cudze!

 - Ale Ron powiedział, że chciał najpierw ze mną porozmawiać na ten temat, nie chciał jej z początku kraść.

 - Nie mogę już cofnąć tej sprawy, to zaszło za daleko. - powiedział w końcu, po długim mierzeniu się wzrokiem.

 - Kompletnie nic się nie da zrobić? - zapytałam z nadzieją, jednak znając już odpowiedź.

 - Niestety. - cóż, nie pomyliłam się.

*

 - Co taka smutna? Uśmiechnij się. - powiedziała Ginny, gdy wychodziliśmy z teatru. Sztuka była naprawdę dobrze zrobiona, jak na amatorkę, ja jednak wciąż myślałam o tej rozprawie w sądzie. Jak dla mnie też byłoby lepiej bez niej. Już wszyscy zapomnieli o przyjaciółce Harry'ego Pottera, żyjącej w świecie mugoli, a jeśli teraz dowiedzieliby się o tym... mogliby dobrać się też do samego Harry'ego. Węszyliby i bałam się, że mogliby dowiedzieć się o związku Pottera z Didierem. Gin o nim nie wie, bo niczego nie podejrzewa, ale prasa to co innego. Wciąż pamiętam te problemy spowodowane przez Reetę Skeeter, w dodatku bezpodstawne.

 - Moja babcia zawsze mówiła, że jeśli człowiek nie może uśmiechnąć się sam, to trzeba mu pomóc. - rzekł Didier. Podszedł do mnie i podniósł kąciki moich ust w górę. Teraz naprawdę się uśmiechnęłam. - Fajnie jest uszczęśliwiać ludzi. - Harry popatrzył na niego ciepłym wzrokiem, uśmiechając się lekko. Didier odwzajemnił uśmiech.

 - Fajnie to jest mieć przyjaciół. - powiedziała Ruda, obejmując mnie i Harry'ego ramieniem. Próbowała jeszcze sięgnąć Didiera, lecz jej się to nie udało. Zaśmiała się. - Idziemy do mojej restauracji coś zjeść?

 - Pewnie. - odezwałam się wreszcie. Od dłuższego czasu nic nie mówiłam.

 - Dzisiaj daniem głównym jest... czekajcie, zadzwonię do Diany. - zaczęła grzebać w torebce.

 - Nie trzeba, Ginny. Dowiemy się na miejscu. - powiedział Harry, z ulgą przyjmując zdjęcie szczupłego, acz silnego ramienia Rudej.

Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy i już po kilku minutach byliśmy na miejscu. Ja, Harry i Didier zajęliśmy stolik pod oknem, a Ginny podeszła do lady, witając się uśmiechem z kobietą zań stojącą. Prawdopodobnie była to nowa pracownica, gdyż nie mogłam sobie przypomnieć jej twarzy.

- Ta restauracja przypomina mi restaurację Serafiny. Ta sama kolorystyka i atmosfera, tyle że otoczenie jest tu... bardziej przyjazne - stwierdził Didier, uśmiechając się na widok bawiących się na placu dzieci.

- Też mi się z tym skojarzyło. - Po słowach Harry'ego zapanowała nad wyraz drętwa cisza. Ginny poganiała swoich pracowników, czym rozbawiła niektórych gości, a ja rozmyślałam o wszystkim.

Gdyby spojrzeć na wszystko z boku, dopiero teraz zaczęłam... żyć. Wcześniej wszystko, co robiłam, to praca i opieka nad Małą, domem i psami. Zastanawia mnie, jak mogłam tak nisko upaść. Przecież udało mi się tyle osiągnąć. Zdawało mi się, że wiele osiągnęłam.

Za bardzo się starałam?

- Wróciłam. - Gin dosiadła się na krzesło obok mnie i uśmiechnęła. - Skoro wszyscy robią to, co robić powinni... - Zgromiła Zabiniego, sprzątającego sąsiedni stolik, wzrokiem. - ...Zaraz ktoś przyjdzie nas obsłużyć.

- Bardzo przytulna restauracja - rzekł do niej Didier, unosząc kąciki ust.

- Mam nadzieje, że jedzenie również przypadnie ci do gustu.

Wiem, że krótkie, ale to mi przejdzie. Wypadłam z wprawy...